Kilka dni temu – 13 września – okazało się, że nie święci garnki lepią, ale czynią to nasi czwartoklasiści. Wyprawa do średniowiecznej osady w Lubiechowie Dolnym przypomniała nam, żeśmy Słowianie i oprócz mielenia tradycyjnymi żarnami, również i mieczem władać umiemy. Także łukiem i tarczą, z którą to wróciliśmy do Szczecina po pełnym wrażeń dniu. Wycieczka nie przeciągała się, ale nasi uczniowie owszem, walcząc na dwóch różnych końcach jutowe liny o prymat na średniowiecznym podwórku. Wszystkiemu przyglądały się kozy (liczne) oraz wychowawczynie (tylko trzy), jednak w grę wchodziło dokarmianie tylko tych pierwszych. Miłym akcentem były także warsztaty ceramiczne, szkliwienie i ozdabianie talerzyków, miseczek, glinianych ślimaczków i gustownych pentagramów. Całość zwieńczyło ognisko (nazbyt małe na czarownice), które przyczyniło się do utraty siedmiu (błyskawiczne spopielenie), ale i konsumpcji czterdziestu jeden (błyskawiczne wypieczenie) kiełbasek. Te „nadpłomyki” konkurowały dzielnie z podpłomykami, przyczyniając się do pomruków zadowolenia dziesięcioletniej dziatwy. A o to przecież chodziło, więc jesienną wycieczkę klas czwartych uznajemy za wielce udaną.
19
wrzesień