Dnia 27.09.21, w poniedziałkowy niedżdżysty, niesłoneczny, acz niezimny dzień (zawsze jest czas na przećwiczenie partykuły nie z przymiotnikami) klasy 5a i 5bm pojechały na całodniową wycieczkę do Lubiechowa Dolnego. Nie podajemy szczegółowych informacji geolokalizacyjnych (z tymi wszystkimi niezrozumiałymi liczbami i nicniemówiącymi literami), ponieważ w czasach średniowiecza – a do takich mieliśmy się zamiar przenieść w osadzie zbudowanej przez Małgorzatę i Arkadiusza Małeckich – wystarczyło rzec: A idź no, Jętek, wartko na zachód, a nazajutrz pod wieczór zajdziesz.
Podróż autokarem należała do przyjemnych, kierowca nie miał uczulenia na jedenastolatków, a sympatyczny przewodnik starał się nie uśpić nikogo. W samej osadzie samozwańcze przywództwo przejął grododzierżca Arkadiusz, który wraz z panną nadobną Małgorzatą opowiedział nam o dawnych czasach, których nawet mocno posunięta w latach wychowawczyni klasy 5bm – pani Kasia – nie pamiętała.
Mediewistyczna pasja grododzierżcy pobudzała naszą wyobraźnię, więc z zapałem lepiliśmy talerze (myśląc o uczcie u księcia Bogusława), karmiliśmy kozy (marząc o dużo lepszym zajęciu na podgrodziu), strzelaliśmy z łuku (wyobrażając sobie heroiczną obronę osady przed hordami barbarzyńców) i słuchaliśmy o prozie życia średniowiecznego chłopa (w oczywisty sposób nie podzielając jego zapału do opłacania się panu).
Osobną atrakcję stanowiły rozrywki iście sauté, pozbawione ciekłokrystalicznych ekranów i zaawansowanej elektroniki. W przeciąganiu liny zwyciężyli wyposażeni w zaawansowane mięśnie chłopcy, natomiast w wyścigach na grzbiecie wychowawcy (który przypominał po biegu jucznego muła – wycieńczonego i pozbawionego wszelkiego entuzjazmu) wygrały dziewczyny wyposażone w zaawansowane poczucie humoru i powab. Było też pieczenie podpłomyków, kurs obsługi żaren i mielenia mąki (ekipa z 5a męłła tym razem nie tylko ozorkami), pojedynki na udeptanej ziemi i próba zamachu na grododzierżcę Arkadiusza, który osłaniał się tarczą i odpierał coraz bardziej śmiałe razy stalowym mieczem ćwiczebnym.
Do grodu księcia Bogusława X wróciliśmy po południu, uzbrojeni w wiedzę historyczną, gliniane gwizdko-świergotki, a także w zapas energii na cały tydzień. Czekamy na następny wyjazd, ostrząc apetyty na nowe wyzwania.